niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 23

     Na lodowisku były praktycznie pustki. Zaledwie kilka osób. Maciek wypożyczył nam łyżwy. Dość długo to trwało, gdyż nie codziennie ktoś prosi o numer 48. Na szczęście znalazła się jedna para, choć kobieta powiedziała, że siatkarz miał szczęście, bo to ich największy rozmiar.
     Chłopak pomógł mi zapiąć "obuwie", po czym trzymając go mocno za rękę, weszłam na lód. Strach sprawił, że nogi mi zesztywniały, odmawiały posłuszeństwa. No ale po co był tu ze mną Maciek? Wiedziałam, że jest stabilny, więc nie ukrywałam tego, że traktuję go jako barierkę. Na początku nawet na chwilę go nie puszczałam. Z biegiem czasu moja dłoń była coraz mniej napięta i trzymała lżej, aż w końcu zupełnie puściłam chłopaka.
     Po dwóch godzinach czułam się dość swobodnie na lodzie. Byłam troszeczkę pewniejsza siebie, ale chyba zbyt pewna. Na prostej postanowiłam troszeczkę przyspieszyć. I to był mój błąd. Zachwiałam się i upadłam na tyłek, przejeżdżając na nim kilka metrów. Ludzie się na mnie gapili, zrobiłam się cała czerwona. Nic dziwnego. Nawet siedmiolatki jeździły lepiej ode mnie. Muzaj znalazł się bardzo szybko obok mnie i pomógł wstać. Pociągnął mnie do barierki.
     - Szkoda, że tego nie widziałem - wydawał się być bardzo rozbawiony moim upadkiem. Mi nie było do śmiechu, bo czułam przeszywający ból na całym ciele, choć stłukłam sobie tylko kość ogonową. Zauważył moje ostrzegawczo-groźne spojrzenie i od razu się uspokoił. - To może na dzisiaj koniec?
- Dobry pomysł - skrzywiłam usta w sztucznym uśmiechu.
     Zeszliśmy z lodu. Pomijając upadek, jeździło mi się bardzo fajnie. Krzywiąc się, usiadłam obok Muzaja na ławce w celu zdjęcia łyżew. Oczywiście miałam z nimi problem, ale jakoś mi się udało. Oddaliśmy je kobiecie w budce.
     - Głodna? - zapytał Maciek, łapiąc za moją dłoń.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się, ciągnąc mojego kochanego chłopaka w stronę wyjścia.
- Więc co powiesz na sushi? - kompletnie mnie tym zaskoczył.
- Powiem, że nigdy tego nie jadłam, ale z chęcią spróbuję.

***
     Restauracja była w stylu japońskim. Odwiesiliśmy kurtki na wieszakach i udaliśmy się w stronę stolika. Maciek odsunął mi krzesło, bym mogła usiąść. Następnie zrobił to samo. Kelnerka przyniosła nam karty menu. Po kilku chwilach zastanowień zdecydowaliśmy się na sok pomarańczowy i Maki-zushi, choć nawet nie wiedziałam, co to jest. Podobno najpopularniejsze i najbardziej rozpoznawalne sushi. Ale czy najlepsze?
     - Boli cię jeszcze? - zapytał siatkarz z pełną troską.
- Boli, ale bywało gorzej.
     Kelnerka przyniosła nam sok, a po kilku minutach główne danie. Według mnie nie wyglądało najlepiej, ale jak to się mówi, nie oceniaj książki po okładce. Zapytałam Muzaja, jak to się je, a w odpowiedzi ujrzałam szczery uśmiech chłopaka. Zrobiłam z siebie dziewczynę, która nie ma kompletnego pojęcia o życiu. No ale cóż... Pokazał mi, w jaki sposób konsumować sushi i po chwili poczułam smak japońskiego jedzenia. Okazało się, że nie jest takie złe, na jakie wyglądało.
     Po chwili nasze talerze i szklanki były puste. Tym razem kelner przyszedł z rachunkiem, który opłacił oczywiście mój kochany chłopak. Wstaliśmy, ubraliśmy się i opuściliśmy jadłodajnię. Zaproponowałam spacer, bo chciałam spędzić z Maćkiem jeszcze trochę czasu. I chciałam pogadać. Poważnie pogadać. Chwyciłam go za rękę, by czuć się bezpieczniej.
     - Boję się o nas - zaczęłam dość niepewnie.
- A czego dokładnie? - zmartwił się.
- Różnicy wieku - przygryzłam dolną wargę.
- Pati, to tylko cztery lata.
- Tylko, ale w wieku, w którym jesteśmy, to aż cztery lata. Ty masz pewnie większe potrzeby niż ja.
- Chodzi ci o seks? - zatrzymał mnie, stanął na wprost i chwycił za ramiona.
- No - spuściłam głowę. Złapał za mój podbródek i uniósł do góry, abym spojrzała mu w oczy.
- Poczekam, aż będziesz gotowa - zapewnił mnie. - Nie zrobię niczego, czego nie będziesz chciała. Nie bój się o to.
- I będziesz czekał, i czekał, aż w końcu mnie zostawisz.
- Czyli uważasz, że zależy mi tylko na jednym? - chyba poczuł się urażony. Ups...
- No nie, ale między innymi na tym też - troszeczkę się chyba "spaliłam", ale musiałam to powiedzieć.
- Jest takie powiedzenie: "Jak kocha, to poczeka". Więc poczekam, bo kocham cię najbardziej na świecie i nie chcę cię stracić.
- Ja też cię kocham.
     Chwycił dłońmi moją twarz, nachylił się i dotknął ustami moich warg, rozchylając je. Ja natomiast wplotłam palce w jego brązowe włosy. Kolejny cudowny pocałunek z jeszcze cudowniejszym chłopakiem. Po mojej głowie przeszła myśl, że mogę się uzależnić od tych pocałunków.
     - Jakbym chciał cię przelecieć i zostawić, to już dawno bym to zrobił - szepnął mi do ucha. - Choć nie przeczę, że mnie nie kusisz.
     Zarumieniłam się po tych słowach. Starałam się to ukryć, ale niestety mi nie wyszło.
     Spacerowaliśmy po parku, rozmawiając głównie o... życiu. Wiadomo, o wszystkim i o niczym. I niby nie mieliśmy konkretnych tematów, a ani na chwilę nie zrobiło się cicho. To chyba świadczy o tym, że świetnie się dogadujemy.
     Maciek odprowadził mnie po kilku godzinach do domu. Jak fajnie było rozłożyć się na łóżku, odciążając nogi. Weszłam na Facebooka i zauważyłam, że mam wiadomość od Pawła. Zaprosił mnie i co ciekawe, Maćka też, na domówkę w najbliższy czwartek na dziewiętnastą. Odpisałam, że muszę to uzgodnić z Muzajem i że odpowiem mu potem.
     Następnie zadzwoniłam do siatkarza. Okazało się, że popołudniowy czwartkowy trening kończy o osiemnastej, a w piątek nie ma przedpołudniowego, więc z chęcią się ze mną wybierze. Odpisałam Pawłowi, że wpadniemy. Chyba się ucieszył, bo wysłał uśmiechniętą emotikonkę, choć może to było tylko z grzeczności. Miałam nadzieję, że się nie będzie czepiał Muzaja, tak jak ostatnio.

========================================================
Cześć :) Na początku chciałam Was przeprosić za krótkie i rzadko dodawane rozdziały. Ostatnimi czasy mam lekkie problemy z koncentracją i skupieniem. Po dziesięciu minutach nauki czy pisania kompletnie się wyłączam i niby czytam podręcznik, a i tak nie wiem, co przeczytałam...
Mam nadzieję, że to wyżej Wam się spodoba i proszę, abyście się nie gniewali.
"Czytajcie, komentujcie, po prostu bądźcie..."
Pozdrawiam :3

wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 22

     Muzaj zaproponował spacer po parku. Byłam absolutnie za. Siatkarz delikatnie chwycił mnie za rękę. Miałam wrażenie, że bał się mojej reakcji. Ścisnęłam jego dłoń, czując się szczęśliwa. Całkowicie mu wybaczyłam, bo widziałam, że żałuje. Poza tym kochałam go, a jak to śpiewała Ś.P. Hanka Ordonówna - "Miłość Ci wszystko wybaczy". Maciek zapewnił mnie, że nigdy więcej nie będzie kontaktował się z Klaudią, która chciała zniszczyć nasz związek. Pomyślałam sobie, że to jest dobry znak. Że jeżeli pomimo tego wszystkiego wróciliśmy do siebie, to mamy szansę być razem długo szczęśliwi. Miałam taką nadzieję. Choć nie przeczę, że obawiałam się być z dość sławną osobą, jakim był Muzaj.
     Atakujący odprowadził mnie po spacerze do domu. Stanęliśmy przodem do siebie, wpatrując nawzajem w swoje oczy.
     - Nie trzymaj mnie tak długo w napięciu - wyszeptał po dłuższym czasie.
- Ale o co chodzi? - udawałam zdezorientowaną.
- Wiesz, na co czekam. Nie udawaj - uśmiechnął się delikatnie siatkarz.
     Okej, przyznaję, wiedziałam, o co Maćkowi chodziło. Ale chciałam sprawdzić, ile wytrzyma. Niestety krótko... Wpiłam się w jego usta jak wampir. Wykonałam pierwszy ruch, bo dalej to on nas poprowadził. Kołysząc się, jakbyśmy słyszeli ciche nutki spokojnej piosenki, byliśmy złączeni namiętnym pocałunkiem. Czułam się wspaniale. W pewnym momencie chłopak dał mi znak, abym skoczyła na niego i objęła nogami jego pas. Zawiesiłam ręce na szyi Maćka, natomiast on swoimi podtrzymywał moje ciało.

14 luty
     14 luty - dzień zakochanych, który w tym roku wypadał w sobotę. Niby dobrze, ale niestety Skra grała z Bielsko-Białą na wyjeździe. Muzaj stwierdził, że Walentynki nadrobimy w niedzielę. Taki układ mi jak najbardziej odpowiadał. Umówiłam się z Paulą, że do niej przyjadę około dwunastej. Postanowiłam pójść na pieszo, ponieważ pogoda mnie do tego po prostu zmusiła. Plusowa temperatura, bezchmurne niebo. Idealnie. Ubrałam się, zarzuciłam torbę na ramię, założyłam słuchawki, które podłączone były do telefonu. Puściłam pierwszą piosenkę i włączyłam tryb losowy, by utwory nie leciały po kolei. Wyszłam.
     Co chwilę mijałam jakąś zakochaną parę trzymającą się za ręce. Tak, to był zdecydowanie ten dzień, w którym nikt nie wstydził się miłości do drugiej osoby. Ludzie okazywali ją sobie na ulicy, w miejscach publicznych. A ja szłam samotna do Pauliny, a nie do chłopaka. No cóż... Lecz mimo wszystko nie byłam zła na Muzaja, że go nie ma. Taka już jego "praca".

***
     Paula zrobiła nam kakao i poszłyśmy do jej pokoju. Jasnopomarańczowe ściany przykrywały plakaty piosenkarzy i aktorów. Gdzieniegdzie wisiało jakieś zdjęcie oprawione w antyramę. Pozwoliłam sobie usiąść na dwuosobowym łóżku. Paula "klapnęła" na fotel. Obejmując kolorowy kubek, wzięłam łyk napoju, lekko parząc sobie język.
     - I co, dzień zakochanych, a my siedzimy i gadamy. Chciałabyś pewnie, żeby Maciek nigdzie nie jechał i żeby zabrał cię na romantyczną kolację we dwoje - zaczęła przyjaciółka, uśmiechając się.
- Chciałabym, ale chcę też, żeby nie zawodził trenera przeze mnie. Tak bywa. A poza tym, nam nie jest potrzebne żadne święto, żeby spędzić mile czas - wypowiadając te słowa automatycznie moje kąciki ust poszły do góry.
- No tak, moje gołąbeczki. Tylko nigdzie nie odlećcie - pogroziła mi palcem. Oczywiście żartobliwie. - Ej, no właśnie. Zastanawiałaś się nad tym, co będzie, jak skończy mu się kontrakt i wyjedzie na drugi koniec Polski, a może i nawet za granicę?
- Szczerze mówiąc to nie. Mam nadzieję, że Maciek będzie grał cały czas  w Bełchatowie, tak jak Mariusz. A jak nie, to nie wiem, co zrobię - zawahałam się. - Kocham go i mam nadzieję, że będę to robić resztę mojego życia. Ale też nie chcę podporządkowywać się jemu. Owszem, zależy mi na jego karierze, ale ja też chcę coś w życiu osiągnąć. I on powinien się z tym liczyć - popiłam napojem. - Dobra, skończmy ten temat. Pisałaś mi wczoraj, że kupiłaś sobie nową bluzkę. Pokazuj, ale natychmiast - uśmiechnęłam się.

***
     Kilka godzin później spostrzegłam się, że muszę już wracać. Nie wierzyłam, jak szybko mija mi czas spędzony z Paulą. Maciek zadzwonił z rewelacyjną wiadomością, że wygrali z BBTS-em 3:1 i że już wracają. Na jutro dostali wolne, więc miałam nadzieję, że Muzaj mnie gdzieś zabierze.
     Na kolację zjadłam sałatkę przyrządzoną przez moją mamę. Wykąpałam się, a następnie położyłam do łóżka. Wzięłam do ręki "50 twarzy Grey'a" i pochłonęłam się w książce. W pewnej chwili mama przyszła do mojego pokoju i oznajmiła mi, że jutro jadzie rano z tatą do znajomych do Poznania i wrócą wieczorem. Prosiła mnie jeszcze o ostrożność z Maćkiem, ale nie miała się o co martwić. Nie zamierzałam robić czegoś wbrew sobie.

***
     Obudził mnie dzwonek telefonu. Nawet nie zdążyłam sprawdzić, która godzina.
     - Cześć kochanie, wpuścisz mnie? - tak, to był Maciek.
- Gdzie mam cię wpuścić? W ogóle która godzina? - zapytałam całkowicie zaspana.
- Jest dziewiąta i właśnie stoję przed drzwiami do twojego domu - usłyszałam cichy śmiech chłopaka.
- Jasne, już idę - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
     Niechętnie wygramoliłam się z łóżka i zbiegłam schodami na dół. Wyciągnęłam z szuflady klucz i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się Maciek, trzymający ogromny bukiet czerwonych róż. To było takie słodkie...
     - To dla mojej przepięknej, kochanej dziewczyny - wyciągnął rękę, w której miał kwiaty.
- Zaspanej dziewczyny - dopowiedziałam, uśmiechając się. - Dziękuję - wzięłam bukiet. - Wejdź.
     Muzaj przekroczył próg domu i zamknął za sobą drzwi. Poczułam lekki chłód.
- Pięknie wyglądasz - oznajmił, mierząc mnie wzrokiem. Spostrzegłam, że mam na sobie krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach. - Tak trochę... kusząco - chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Całe szczęście, że zdążyłam odłożyć kwiaty na półkę, bo inaczej byśmy się chyba pokuli.
- Uważasz, że człowiek wyciągnięty ze snu jest kuszący? - nie czekałam na odpowiedź. - Bo ja tak nie uważam. Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki - puścił mnie i przeszliśmy do salonu.
- W zasadzie to co będziemy dzisiaj robić? - zapytałam, wkładając róże do przezroczystego wazonu napełnionego zimną wodą.
- A co powiesz na łyżwy?
- Powiem, że nie umiem jeździć. Ale ty zapewne umiesz, więc mnie nauczysz - uśmiechnęłam się. - Zostajesz tutaj czy idziesz ze mną na górę do pokoju.
- A jak myślisz? - odwzajemnił mój gest.
- Myślę, że nie możesz ode mnie oderwać wzroku, więc idziesz ze mną - powiedziałam to z pełną świadomością tego, że przeszywał mnie wzrokiem od stóp do głowy.
- Jak ty mnie dobrze znasz... - westchnął, a ja pociągnęłam go za rękę w stronę schodów.
     Weszliśmy do żółto-zielonego pokoju. Oczywiście mojego pokoju. Maciek usiadł na rozłożonym łóżku, a ja stanęłam przy szafie. Tak, to był ten moment, w którym przed sobą miałam setki ciuchów, a nie wiedziałam, co mam na siebie włożyć.
     - W co mam się ubrać? - zapytałam, mając nadzieję, że siatkarz mi pomoże.
- W coś wygodnego. Dla mnie i tak zawsze będziesz pięknie wyglądać - podszedł do mnie i poczułam jego usta na policzku.
     Wyciągnęłam z szafy czarne jeansy i szarą bluzkę z napisem "FAKE". Oznajmiłam, że zaraz wracam i zniknęłam za drzwiami łazienki. Ubrałam się, następnie uczesałam, umyłam zęby, twarz, posmarowałam ją kremem nawilżającym i wróciłam do pokoju. W tym czasie siatkarz zdążył złożyć pościel na łóżku i zauważyć, że na półeczce nocnej leży "Grey". Stał z książką w ręku, przeglądając ją.
     - Jak skończę, mogę ci pożyczyć - oznajmiłam, stając przy nim.
- Czemu to czytasz? - zapytał, a ja nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Książka jak książka. Czytam, bo lubię - odpowiedziałam i zabrałam się za chowanie pościeli i składanie łóżka.
- Takie książki czytają ludzie, którzy mają obsesję na punkcie seksu - o co mu chodziło? Chciał się pokłócić o książkę? Naprawdę?
- Moglibyśmy skończyć ten temat? Zaraz cały dzień się zmarnuje z powodu jakiejś książki - westchnęłam.
- Naprawdę lubisz czytać o tym, jak ludzie się pie*dolą? To jest aż tak bardzo ciekawe?
- Przeszkadza ci to?
- Nie, ale cię nie rozumiem.
- Trudno. Idziemy na dół? Muszę zjeść śniadanie. A ty coś dzisiaj jadłeś? - zmieniłam temat.
- Jadłem - zacisnął usta w wąską kreskę.
     Zeszliśmy na dół. Wyciągnęłam z chlebaka dwie kromki chleba i położyłam je na blacie. Z lodówki wyjęłam masło, wędzony, żółty ser i paprykę. Masłem posmarowałam chleb, następnie położyłam ser i warzywo. W między czasie wstawiłam wodę na herbatę i włożyłam saszetkę do kubka.
     - Chcesz też? - zapytałam, a w odpowiedzi dostałam przeczące kiwanie głową. Czy on się na mnie obraził? - Jesteś na mnie zły, czy co?
- Nie jestem zły. Po prostu nie podoba mi się, że czytasz takie książki.
- Dobra, przestanę. Satysfakcjonuje cię to?
- Tak, jak najbardziej.
     Zjadłam śniadanie, wypiłam ciepłą ciecz, poszłam po torebkę i byłam gotowa do wyjścia. Ubraliśmy się i wyszliśmy z domu.

=========================================================
Cześć! :) I znowu rozdział pojawia się po dwóch tygodniach :/ Przepraszam Was za to.... Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem :) Szczerze mówiąc, to ten mi się niezbyt podoba, ale ocenę pozostawiam Wam ;) "Czytajcie, komentujcie, po prostu bądźcie..." Pozdrawiam :3
PS Dziękuję za ponad 7 tysięcy wyświetleń <3 Mam nadzieję, że to nie przypadek ;)