wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 21

Co ja zrobiłam? Dlaczego mu się poddałam? Nie wiedziałam, co robię. Najpierw pozwalam się pocałować, co więcej, odwzajemniam ten pocałunek. A potem mówię, że lepiej będzie, gdy się rozstaniemy. Miałam mętlik w głowie. Z jednej strony chciałam z nim być, ale jeśli okazałoby się, że jest ojcem dziecka tej dziewczyny, to nasz związek prędzej czy później by się rozpadł.
     Po długich, wieczorno-niedzielnych przemyśleniach doszłam do wniosku, że zapewne Maciek da już nam spokój. Szczególnie po tym, co mu powiedziałam. Postanowiłam, że spróbuję go unikać, np. nie chodząc na treningi Skry. Wiedziałam, że będzie to dla mnie trudne, ale musiałam być silna.

*Maciek*
     Tak bardzo pragnąłem poczuć jej bliskość. Wiedziałem, że cierpi. Wiedziałem, że popełniłem błąd. Ale wiedziałem też, że kocham Pati. Nie wiedziałem, o czym Klaudia gadała z nią na trybunach, ale wiedziałem, że to nie było dla niej miłe. I kiedy chciała wybiec z budynku, ja stanąłem jej na drodze. Musiałem to zrobić. Musiałem dotknąć jej ust. Tak bardzo tego pragnąłem. I nie spodziewałem się, że mi pozwoli. Ale jej słowa... Nie wierzyła w nas... Nie wierzyła, że możemy być jeszcze szczęśliwi...
     Dlaczego Klaudia tu przyjechała? Po co? W zasadzie to dużo się od niej nie dowiedziałem. Jedynie tyle, że jednak to ja jestem ojcem jej dziecka. Ale zastanawiało mnie jedno. Dlaczego wcześniej mówiła, że nie jest moje i wyjechała bez pożegnania? Coś mi tu nie pasowało. Chciałem to wyjaśnić, mieć sprawę jasną.
     Umówiłem się z Klaudią. Pragnąłem dowiedzieć się prawdy: dlaczego wróciła i czy to ja jestem ojcem jej dziecka, czy nie. Spotkaliśmy się w kawiarni. Zamówiliśmy napój, by na spokojnie porozmawiać.
     - Po co przyjechałaś? - zacząłem, nie tracąc czasu.
- Stęskniłam się - odpowiedziała, kompletnie mnie zaskakując. - Okej, postąpiłam nie fair. Ale gdy dowiedziałam się, że będę miała dziecko, postanowiłam być z jego ojcem...
- Czyli ja nim nie jestem? - wtrąciłem.
- Nie - odpowiedziała.
- No to nie mamy o czym gadać. Zostaw mnie i moją dziewczynę w spokoju - zaryzykowałem pojęciem "moja dziewczyna", bo tak naprawdę nie wiedziałem, czy Pati nią jeszcze była.
- Poczekaj chwilę. Z tego, co zaobserwowałam, wynika, że chyba nie jesteście już razem, więc moglibyśmy dać sobie drugą szansę. Kocham cię, Maciek - położyła swoją dłoń na moją, ale szybko ją zabrałem.
- Ale ja ciebie nie! Odwal się od nas!
     Szybkim krokiem wyszedłem z budynku, pośpiesznie rzucając banknot dziesięciozłotowy na ladę przy barze. O rozpad moich relacji z Pati nie mogłem obwiniać Klaudii. Była to moja wina, bo mnie uwiodła. Ale chciałem za wszelką cenę odbudować to, co zburzyłem. Za wszelką cenę...

*Pati*
     Poniedziałkowy ranek - chyba najgorsza pora w całym tygodniu. Niechętnie wygramoliłam się z łóżka, o mało co z niego nie spadając. Przynajmniej się dobudziłam. Zjadłam śniadanie, ubrałam się, uszykowałam i wyszłam.
     Dostałam smsa od Pauli, że ma grypę i nie będzie jej w szkole.
     Była biologia. Usiadłam w ławce, a pani profesor sprawdziła obecność. Po chwili zapytała się, czy ktoś jest chętny do odpowiedzi i gdy nikt się nie zgłosił, wybrała jedną osobę. Niestety padło na mnie. Kompletnie nic nie umiałam, ale miałam nadzieję, że wyciągnę na trzy.
     Na pierwsze pytanie odpowiedziałam bez problemu, gdyż było naprawdę łatwe. Jednak drugie już nie. Stanęłam jak wryta, zająknęłam się. Po klasie przeszły jakieś szmery, na co nauczycielka od razu zareagowała.
- Czy ktoś z was chce zmienić Patrycję?! - krzyknęła.
     Oczywiście nikt się nie zgłosił, a ja stałam przy tablicy jak głupia. Po około dziesięciominutowych męczarniach pani profesor kazała mi usiąść.
     - No niestety, dwa - dodała. - Dlaczego się nie nauczyłaś? Taki łatwy materiał.
     W odpowiedzi wyręczył mnie któryś z chłopaków.
- Ona nie musi się uczyć, bo ma sławnego chłopaka i pewnie myśli, że wszystko może.
     Dlaczego tak powiedział? Przecież jesteśmy klasą, powinniśmy grać w jednej drużynie. Zresztą zawsze tak było. Może nie byliśmy "BFF" ze wszystkimi, ale pomagaliśmy sobie, jak tylko mogliśmy, wspieraliśmy, stawaliśmy w obronie drugiego. Paweł zachował się nie fair w stosunku do mnie. Kobieta nie zareagowała, ale ja postanowiłam z nim to wyjaśnić.
     Po czterdziestu pięciu minutach zadzwonił dzwonek na przerwę. Spakowałam swoje rzeczy i szybkim krokiem wyszłam z sali za Pawłem. Podbiegłam do niego.
     - Możemy pogadać? - zapytałam spokojnie.
- Jasne mała, z tobą zawsze - oznajmił. Nie zdziwiłam się, gdy usłyszałam słowo "mała". Byłam przyzwyczajona do tego, że Paweł traktuje każdą dziewczynę, jakby była jego.
- Co to miało znaczyć?
- Ale co? Nie wiem, o czym mówisz - "czy on jest debilem, czy tylko go udaje?" przeszło mi po głowie.
- Mówię o twoim komentarzu na temat sławnego chłopaka - z trudem wypowiedziałam dwa ostatnie słowa. - Zawsze trzymaliśmy się razem, stawaliśmy w obronie drugiego. Zachowałeś się nie fair.
- Niby dlaczego nie fair? Prawda jest taka, że odkąd poznałaś tego swojego siatkarzyka, w ogóle nie udzielasz się w klasie. Nie interesujesz się tym, co się u nas dzieje. Wcześniej dawałaś nam odpisywać lekcje, pisałaś, co jest zadane. Łagodziłaś kłótnie. Byłaś po prostu naszą klasową mamą. A teraz? Sama mówiłaś, że powinniśmy być jednością. A ciebie interesuje tylko Paulina. No i tamten świat.
- Oceniasz mnie niesprawiedliwie. Okej, może trochę przestałam się interesować naszą małą "rodzinką", ale to nie jest powód to tego, żeby mówić takie teksty do nauczycieli. Nie wiesz, co teraz czuję...
- Zawsze wiedziałem, bo dużo rozmawialiśmy, ale teraz jakoś się odłączyłaś - nie pozwolił mi dokończyć.
- Dasz mi skończyć? - zaczekałam krótszą chwilę. - Mam trudny okres, ale postaram się zmienić mój stosunek do was. Tylko proszę cię, żebyś nie gadał w taki sposób.
- No dobra - uśmiechnął się, co odwzajemniłam. - Teraz chodź tu do mnie - rozłożył ręce szeroko.
- Żeby nie było potem jakichś problemów, to tylko po przyjacielsku - powiedziałam i wtuliłam się w niego jak w starszego brata.
- Po mamusiowemu - poprawił mnie po chwili.
     Tak, to prawda, że zawsze byłam ich "mamą". Kto rozdzielał chłopaków, gdy się bili? Oczywiście, że Patrycja. Kto "gasił" plotki? Patrycja. Kto zajmował się gazetką? Patrycja. Kto zbierał pieniądze lub deklaracje na różne wyjazdy? Patrycja. A przede wszystkim, kto sprawił, że z kilku grupek utworzyła się klasa? Patrycja. Więc po krótkim czasie zaczęłam być ich mamą.
     Jeśli chodzi o Pawła, to był to człowiek, który bardzo łatwo denerwował ludzi. Mimo wszystko lubiłam go trochę bardziej niż niektórych pozostałych. Miał w sobie takie coś, co przyciągało mnie do niego. Oczywiście tylko jako kumpelę. Okej, był przystojny, i to nawet bardzo, ale uważałam i nadal uważam, że bycie z kimś w związku i chodzenie z nim do jednej klasy nie wypali.
     Reszta dnia w szkole minęła bardzo szybko. Nim się obejrzałam, wychodziłam już ze szkoły. I nim się spostrzegłam, zatrzymał mnie Maciek.
     - Możemy pogadać? - zapytał.
     Tęskniłam za nim. Żałowałam tego, co mu powiedziałam po ostatnim pocałunku. Że lepiej będzie, gdy każde z nas pójdzie w swoją stronę.
     - Możemy - powiedziałam po chwili.
- Ty wtedy tak na poważnie? Że chcesz się rozstać?
- Maciek, ja cię jeszcze kocham. Ale chyba nie dam rady być z takim człowiekiem, do którego zarywa pół hali. A poza tym będziesz miał dziecko, którym ja też jeszcze jestem.
- To nie jest moje dziecko. Pati, kocham cię i chcę z tobą być. Wiem, że cię skrzywdziłem. I to bardzo. Ale chcę naprawić to, co zepsułem, czyli nasz związek. Tylko pozwól mi na to.
- Ale...
- Pati, daj mi szansę. Proszę - złapał dłońmi moją twarz i uniósł ją do góry tak, bym spojrzała mu w oczy.
- Ale jeśli nam teraz nie wyjdzie, to zakończymy naszą znajomość.
- Wyjdzie nam, zobaczysz.
     Przyciągnął mnie do siebie. Tak, to oznaczało, że znów byłam stuprocentowo pewna, że Muzaj to mój chłopak. Że przytula mnie człowiek, z którym pragnę być szczęśliwa do końca życia.

=============================================================
Cześć wszystkim! :) Przedstawiam Wam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba ;) Dziękuję za komentarze pod poprzednimi fragmentami i liczę na opinie również pod tym.
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za 5499 wyświetleń. Mam nadzieję, że nie są one przypadkowe ;)
"Czytajcie, komentujcie, po prostu bądźcie..."
Pozdrawiam i do następnego mam nadzieję :* :)

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 20

* Na początku chciałam Was bardzo mocno przeprosić za to, że wczorajszy, a mianowicie dziewiętnasty rozdział, był baaaaardzo krótki, niesprawdzony, urwany praktycznie w środku zdania. Jest to spowodowane moją nieuwagą, gdyż przypadkowo nacisnęłam przycisk "Opublikuj". Zauważyłam to dopiero dzisiaj. Także jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że mi wybaczycie :) *

     - Adam - podał mi swoją dłoń, dodatkowo uśmiechając się. - To gdzie idziesz?
- Na halę - odwzajemniłam gest.
     Chłopak nie był aż taki zły, jaki mi się na początku wydawał. Był dla mnie bardzo miły, pomimo tego, w jaki sposób się do niego odzywałam wcześniej. Poza tym był nawet przystojny i wysoki. Oczywiście niższy od Muzaja, bo ten wielkolud ma 208 centymetrów, ale obstawiałam, że nowopoznany chłopak może mieć lekko ponad metr dziewięćdziesiąt. Brunet o niebieskich oczach, ale nie tak niebieskich jak Michał Winiarski, szczupły. Pewnie podobał się niejednej dziewczynie.
     - Trenujesz coś, że idziesz na halę? - zapytał zaciekawiony. Nie chciałam mu opowiadać o całej historii ze Skrą. Nie znałam go za dobrze i mógłby rozpowiedzieć po całym Bełchatowie jakieś nieprawdziwe historie. Dlatego też przerwałam ten temat.
- Dobra, nieważne. A ty gdzie idziesz?
- Ja idę do sklepu obok liceum.
- Tego tu, zaraz za rogiem? Ja tam chodzę do szkoły.
- Właśnie tak myślałem, że skądś cię kojarzę - okazało się, że chodzimy do tej samej szkoły, a ja go nawet nie kojarzyłam z widzenia. Brawo...
     Dochodziliśmy już do hali. Pożegnałam się z Adamem i przyspieszyłam krok, aby jak najszybciej znaleźć się w środku. Jednak doznałam "deja vu". Moim oczom ukazały się dwie sylwetki. Jedna bardzo wysoka, szczupła, druga malutka, ale także szczupła...
     Wiedziałam, że to Maciek z tą dziewczyną. Chwilę zastanowiłam się, czy nadal chcę iść na trening drużyny, ale stwierdziłam, że przez Muzaja nie będę odmawiać sobie przyjemności. Bo oglądanie facetów w mokrych koszulkach odbijających niebiesko-żółtą piłkę było dla mnie jak największą przyjemnością. Nie patrzyłam w ich stronę. Kierowałam się do wejścia na obiekt, na który zostałam bez problemu wpuszczona. Tamtejsza ochrona znała mnie już bardzo dobrze.
     Przy szatni spotkałam Szampona z Kłosem. Zdziwiłam się troszeczkę, gdyż prawie zawsze miejsce Mariusza zajmował Andrzej. Karol ucieszył się na mój widok.
     - Dzień dobry - przywitałam się z Wlazłym. - Cześć Karol.
- Jakie "dzień dobry"? Mówiłem ci już coś chyba. Czuję się przy was stary, a wy jeszcze to pogarszacie - wybuchnęłam z Kłosem głośnym śmiechem, a Mariusz udawał obrażonego.
- No dobrze. Ale teraz to ja będę się czuła głupio. Po pierwsze, jesteś ode mnie prawie dwa razy starszy, a po drugie, jesteś najlepszym atakującym na świecie.
- A jak do mnie mówisz "cześć" a nie "dzień dobry" to nie jest ci głupio? - wtrącił Karol, a ja po raz kolejny poczułam, że oni są naprawdę normalnymi ludźmi.
- Dobra, koniec tematu. Od dzisiaj obiecuję, że nie będziesz czuł się przy mnie stary - zwróciłam się do Szampona. - A co do ciebie, to... nie wiem, co ci odpowiedzieć - tym razem powiedziałam te słowa do Kłosa.
     Chłopacy wybuchnęli śmiechem. Nie wiem, co ich tak rozbawiło, ale ja zaczęłam śmiać się razem z nimi. W tym momencie ujrzałam na horyzoncie Maćka. Szybko oznajmiłam chłopakom, że idę już na trybuny, bo za chwilę zaczynają. Kiwnęli tylko głowami, ale Karol chyba wyczuł, dlaczego tak gwałtownie zareagowałam.
     Skrzaty weszły na halę. Miguel zlecił im dziesięć okrążeń wokół boiska. Po chwili, gdy zakończyli bieganie, zaczęli się rozciągać. Po parunastu minutach przeszli do odbijania piłek sposobem górnym, a następnie dolnym. Wykonali kilkanaście serwów, Aleksa z Nicolasem powystawiali paręnaście piłek. Falasca podzielił swoich podopiecznych na dwie drużyny. Zaczęli grać treningowy sparing.
     Oglądanie tak bardzo zaciętego meczu przerwała mi dziewczyna, która usiadła na krzesełku obok mnie.
     - Odczep się od niego - powiedziała. Spojrzałam na nią zaskoczona. Nie wiedziałam, kim jest i czego ode mnie chce.
- Od kogo mam się odczepić? - zapytałam niczego nieświadoma.
- Od chłopaka, który jest ojcem mojego dziecka. Wspominał ci coś? - nie czekała na odpowiedź. - Jeśli nie, to bardzo mi przykro - oznajmiła z ironią.
     Już wiedziałam, kim jest. Tylko że Muzaj mówił mi, że to nie jego dziecko. Nie wiedziałam, komu mam wierzyć.
     - A dlaczego ja mam się od niego odczepić? Zostawiłaś go, jesteś sama sobie winna - chciałam być silna, ale chyba mi nie wyszło. Zauważyła moje zmieszanie.
- Co, zdziwiona jesteś, nie? Tęsknił za mną, więc znalazł sobie kogoś do pocieszenia. Niestety wypadło na ciebie. Ale już wróciłam, więc możesz zniknąć z naszego życia. On chce się zająć swoim dzieckiem, a przy okazji mną.
     Zaczęłam ją ignorować. Postanowiłam, że nie dam jej satysfakcji. Na dodatek nie chciałam zrobić zbędnego zamieszania. Stwierdziłam, że gdy chłopacy skończą pierwszego seta i będą mieli chwilę przerwy, wyjdę tak po prostu z hali. A jak Karol zapyta, co się stało, powiem, że źle się poczułam. Wiedziałam, że "paluszek i główka to szkolna wymówka", ale nic mądrzejszego nie przychodziło mi wtedy do głowy.
     Była końcówka partii, 22-24. Ale ta zołza musiała się znowu odezwać.
- Nie łudź się, że będzie o ciebie walczył. Kocha mnie i nasze dziecko. Byłaś dla niego tylko zabawką, którą odłożył, bo mu się znudziła. Myślisz, że ktoś zakochałby się w takiej małolacie, która nawet cycków nie ma? Bo ja nie sądzę.
     Nie wytrzymałam. Ona była po prostu bezczelna! A Muzaj nie lepszy. Okłamał mnie i pewnie myślał, że ujdzie mu to na sucho. Już powoli mu wybaczałam, miałam zamiar się z nim pogodzić. Pocałunek w stosunku do tego kłamstwa był błahostką. Wzięłam kurtkę i torbę i wybiegłam z hali na korytarz. Nie chciałam robić zamieszania, ale chyba je zrobiłam. W biegu zarzuciłam płaszcz na plecy. Wyjście z obiektu było na wyciągnięcie ręki. Czekał mnie jeszcze tylko jeden zakręt. Aż jeden zakręt.
     Za rogiem stał Maciek, pewnie dostał się tutaj jakimiś bocznymi korytarzykami. Wpadłam wprost na niego, nie zdążyłam go ominąć. Chwycił mnie w pasie i wpił w moje usta. Czułam się bezbronna. Jednocześnie go nienawidziłam i kochałam. Było to dla mnie niezrozumiałe uczucie. Poddałam mu się. Tęskniłam za delikatnymi pocałunkami. Zapomniałam o wszystkim, jakby między nami nic nie było. Choć na chwilę czułam się tak, jak ponad miesiąc temu.
     Byliśmy złączeni długą chwilę. Naprawdę długą. Objął moją twarz dłońmi i odsunął od swojej. Spojrzał głęboko w moje oczy, a ja w jego. Musiałam to zakończyć. Nie chciałam dalej cierpieć.
     - Lepiej będzie, gdy każde z nas pójdzie w swoją stronę - powiedziałam ściszonym głosem. Zdjęłam jego ręce z mojej twarzy i skierowałam je w podłogę. Odeszłam, nic więcej nie mówiąc...
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Przedstawiam Wam okrągłą dwudziestkę. Mam nadzieję, że się spodoba ;) Jeszcze raz przepraszam za tą pomyłkę :/ I chciałam jeszcze zapytać, czy długość Wam odpowiada?
"Czytajcie, komentujcie, po prostu bądźcie..." Pozdrawiam :3
Pytania, wątpliwości, pomysły? Możecie je wysyłać na tego maila: tylkosiata@wp.pl
    
    

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 19

     Dlaczego to spotyka akurat mnie? Kilka miesięcy temu nie miałam żadnych poważnych problemów, dylematów. Żyłam marzeniami. Alan był moim idealnym chłopakiem. Był. Do czasu. Poznałam Maćka. I czego chcieć więcej? Siatkarz grający w najlepszym klubie Polski, przystojny, i to bardzo przystojny, miły, opiekuńczy, wyrozumiały, lojalny, kochający. Same zalety, zero negatywów. I znowu do czasu. Po raz kolejny nie miałam szczęścia. Po raz kolejny zostałam zraniona.
     Zwykły pocałunek, który wybaczyłaby zapewne każda dziewczyna swojemu chłopakowi. Każda, nie ja. Ten zwykły pocałunek, który dla Muzaja nic nie znaczył, w moim życiu odegrał ogromne znaczenie. Byłam wrażliwa, za bardzo wrażliwa. W tamtej chwili dochodziło do mnie, że chyba jednak bycie ze sławnym siatkarzem nie jest dla mnie. Że powinnam znaleźć sobie normalnego chłopaka, który nie będzie miał tysięcy fanek. Z którym będę anonimowa.
     Karol z Olą odprowadzili mnie do domu. Byłam im bardzo wdzięczna. Bardzo. Szczególnie, że nie zadawali żadnych pytań, ale próbowali rozluźnić atmosferę żartami, które nie zawsze były śmieszne.

***
     Nazajutrz obudziłam się bardzo wcześnie rano, gdzieś koło ósmej. Wcześnie, gdyż była niedziela, a w ten dzień zazwyczaj nie wstawałam przed dziesiątą. Zeszłam na dół. Kompletna cisza sprawiała, że więcej myślałam o Maćku. Popijając kakao i przegryzając kanapki z dżemem, wracałam myślami do wczorajszego dnia. Poczułam, że chyba złość i smutek powoli odchodzą. Czas zrobił swoje. Zdecydowanie.
     Karol wysłał mi SMS-a z propozycją, abym przyszła dzisiaj na trening Skrzatów, bo potrzebne jest mi jeszcze trochę rozrywki. Pomimo obecności na wczorajszym meczu, zatęskniłam już za siatkówką jednego z moich ulubionych klubów, więc zgodziłam się zaszczycić Kłosa swoją obecnością. Uszykowałam się i napisałam rodzicom karteczkę, że wyszłam na trening Skry, ponieważ jeszcze spali. Wyszłam z domu, zamykając szczelnie drzwi kluczem, który po chwili wrzuciłam do torby.
     Idąc chodnikiem usłyszałam głos wołający: "Zaczekaj, mała!". Kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi. Nikogo poza mną nie widziałam w pobliżu, ale nie odwróciłam się do tyłu. Po chwili obok mnie szedł nieznany mi chłopak.
     - Wołałem cię. Wypadł ci telefon - w tej chwili wysunął dłoń, w której trzymał urządzenie w niebieskim etui. Odruchowo pomacałam kieszenie kurtki. Rzeczywiście, nie było tam mojej komórki.
- O, dzięki wielkie - wzięłam od niego telefon.
- Co ty taka zamyślona?
- Nie jestem zamyślona - zrobiłam zdziwioną minę.
- Jesteś.
- Nie jestem.
- Jesteś - nie dawał za wygraną i nasz bardzo ciekawy dialog trwał dalej.
- Wyglądam na zamyśloną?
- I to bardzo.
- Pozory mylą.
- Nie w tym przypadku.
- Dobra, koniec tematu. Jeszcze raz dzięki za telefon - chciałam zakończyć naszą rozmowę, ale mi się nie udało.
- To może w ramach podziękowań dasz się zaprosić na kawę?
- Po pierwsze, nie piję kawy, a po drugie, mam już plany na dzisiaj. Może innym razem.
- A gdzie idziesz? Może cię odprowadzę?
- Nie, dzięki. Trafię do celu.
- Co ty taka sztywna jesteś? Powinnaś się cieszyć, że przyciągasz facetów.
     W tym momencie uświadomiłam sobie, że jestem oschła dla niczemu winnego chłopaka. Postanowiłam go przeprosić, gdyż sama nie chciałabym być tak potraktowana.
     - Sorry. Może zaczniemy od początku? Patrycja - podałam mu swoją lekko zmarzniętą dłoń.